czwartek, 28 sierpnia 2014

Rozdział 4

Justin's POV

- Jednoosobowy pokój - Odezwałem się do niskiej kobiety stojącej za piedestałem, ciągnąć obok siebie swoją walizkę. Wpisała coś w swoim komputerze po chwili dając mi mały kluczyk do pokoju, w zamian położyłem na blacie 80 dolarów. Nie było windy a mój pokój znajdował się aż na drugim piętrze. Byłem wykończony po niezbyt komfortowej podróży, chciałem się tylko położyć i zasnąć. Jednak biorą walizkę na bark powoli wniosłem ją na górę.

Nie było tu żadnych luksusów, może dlatego, że nie było mnie na nie stać. Z resztą i tak nie przywiązywałbym do tego wagi. Pozostawiając niewypakowaną walizkę przy drzwiach od razu rzuciłem się na pojedyncze łóżko pokryte białą pościelą. Tak bardzo chciałem zasnąć, a jednak nie mogłem. Obróciłem się na plecy wlepiając wzrok w sufit. 

Od dzisiaj, nowe życie.

Wyciągnąłem z walizki laptopa. Jak już zaczynam nowe życie, to trzeba myśleć o wszystkim. Musiałem znaleźć prace. W sumie ofert było dużo, każda inna. Ja nie chciałem się jakoś wyróżniać, chciałem mieć prace w której będę czuł się dobrze robiąc to co do mnie należy. Może na początek coś prostego. Wyprowadzanie psów. Nie, jakoś nie widzę siebie w tej pracy. To może, zmywak w pobliskiej restauracji Lorde. Nie, za duży tłok. Pomoc techniczna w domie mody projektantek Cece i Kelly. Ja i moda. Zaśmiałem się cicho. Chociaż czemu nie, przecież będę tylko pilnował oświetlenia, cisza, spokój, słychać tylko dźwięk aparatu. Na pierwszą prace, idealnie. Przeczytałem dokładnie całą propozycje. Budynek ich siedziby nie jest daleko od hotelu. Mógłbym się przejść i porozmawiać z nimi. Odłożyłem komputer na bok. Musiałem się trochę odświeżyć w końcu tyle spędziłem w samochodzie, czułem się po prostu nie świeżo. 

Na pierwszy rzut oka to spokojne miasto. Ale ja czułem jakąś pustkę. To dziwnie brzmi, ale potrzebowałem kogoś przy sobie. Bo w końcu co to za nowe życie, skoro i tak i tak  jestem sam. Po szybkim prysznicu przebrałem się w nowe ciuchy. Zamknąłem pokój na klucz chowając go do kieszeni spodni. Sprawdziłem na telefonie od razu która godzina. Nie wiedziałem czy jeszcze ktoś tam będzie. Na recepcji nikogo już nie było. Nie przejmują się tym zbytni wyszedłem na zewnątrz już po chwili wchodząc do swojego auta. Ne znalem zbytnio tu okolicy. Ale zapamiętałem ulice na której znajdował się budynek do którego zmierzałem. Ludzie są tu zupełnie inni. Szczęśliwi, pełni życia. Przechodzisz obok nich i po prostu musisz się uśmiechnąć. Innego wyjścia nie ma. Parkując niedaleko mojego celu zgasiłem silnik i zamykając samochód wyszedłem na świeże powietrze. Był ogromny tłok, ale ta życzliwość, o której wspomniałem przed chwilą, była tak wyczuwalna że mało zwracałem uwagę na ilość osób.

Nigdy nie lubiłem tłumów, nie wychylałem się. Wolałem pozostać w swojej własnej przestrzeni i nie wpuszczać do niej nikogo. Może właśnie dlatego kiepski był ze mnie chłopak. Kiepski byłem nie tylko w tym, przez całe życie, od czasów piaskownicy byłem nieudacznikiem. A jednak byłem dzieckiem otoczonym wielką miłością ze strony matki. Nie mam pojęcia dlaczego sam, teraz, nie mogłem tej miłości przekazać.

Miałem tylko mamę i młodszą siostrę. Ojciec zmarł zanim Jazzy się urodziła. Nie chciałem wiecznie siedzieć w domu, być na utrzymaniu matki, miałem własne plany. Wyjechałem z Kanady do Stanów tylko na chwile,posmakować prawdziwego życia. I już więcej nie wróciłem. Nie mam pojęcia co u nich, jak się trzymają. Minęło sporo czasu. Czasem odczuwam tęsknotę.

Wszedłem po małych schodach po chwili znajdując się w środku domu mody. Temperatura wewnątrz była zupełnie inna niż na zewnątrz. Rozejrzałem się wokół ale nikogo nie było. Ruszyłem dalej przez szeroki korytarz. Po lewej znajdowała się sala, drzwi były lekko uchylone, dyskretnie zajrzałem do środka widząc grupkę ludzi. Rozmawiali ale nie mogłem dosłyszeć tej rozmowy. Po chwili dziewczyna która stała za aparatem oddaliła się nieco, założyła torbę na ramie żegnając się z wszystkimi wyszła. Wyglądała całkiem znajomo..co nie możliwe. Widząc jak ludzi zaczyna ubywać wreszcie wszedłem do środka. Wzrok wszystkich zwrócił się w moją stronę.

- Dzień dobry, szuka pan czegoś? - Odezwała się kobieta z bujnymi rudymi lokami na głowie. Gdyby jej się bliżej przyjrzeć wyglądała zupełnie jak plastikowa lalka. Potrząsnąłem głową wreszcie się odzywając.

- Ja.. - Przełknąłem ślinę - Przyszedłem w sprawie ogłoszenia o prace - Podrapałem się niezręcznie po karku.

- Jako model? To wspaniale, właśnie brakowało nam jednego z..

- Nie nie..- Przerwałem jej odchrząkując - Jako operator światła - Uśmiechnąłem się lekko patrząc w jej zielone oczy.

- Och - Odwróciła głowę patrząc na resztę.

- No wiesz, po Twoim wyglądzie..  - Nie dokończyła.

- To kiedy mogę zacząć?

- Od jutra, dzisiaj już skończyliśmy. Ja jestem Cece, ona Kelly, a tamten chłopak to Caleb, w naszej ekipie są jeszcze dwie dziewczyny, Taylor i Sky. Poznasz je dopiero jutro - Uśmiechnęła się życzliwie. Sky. No świetnie.Chciałem się wreszcie uwolnić od wspomnień. Chciałem się uwolnić od wszystkiego. Dlatego zmienilem swoja tożsamość by nie wracać do tego co było, by nikt mnie nie poznał i bym mógł na prawdę wszystko zacząć od nowa.

- Jestem Jason, Jason McCann - Wyciągnąłem po kolei rękę do każdego z nich.

- A wiec miło mi Cie poznać, mam nadzieje że dobrze będzie Ci się pracowało w naszym gronie - Na pewno - I zostaniesz z nami na dłużej, a teraz wybacz ale zmykamy do domu. - Przytaknąłem. Żegnając się wyszedłem już po chwili z budynku. Miła dziewczyna, miałem nadzieje ze to co mówiła okaże się prawdą. Nie chciałem wracać do hotelu, bo niby co miałem tam robić. Nie miałem żadnych planów, jedyna rzeczą jaka była dla mnie dostępna to spacer, zwyczajny, p mieście. W sumie chciałem się trochę rozejrzeć. Zostawiając auto przed domem mody ruszyłem przed siebie. Słońce zaszło, za to na niebie zaczynały pojawiać się brzydkie ciemne chmury. Wtedy uderzyło we mnie moje zmęczenie. Nie miałem siły iść, a jakoś nogi same stawiały kolejne kroki. Musiałem napić się czegoś. Potrzebowałem kawy której nie piłem, dobre parę dni. Nie było zbytnio czasu.

Zauważyłem najbliższą kawiarnie. Powoli zaczynało już grzmieć, cieszyłem się że chociaż nie zmoknę. Wszedłem do środka, od razu, jak to można było przewidzieć, poczułem cudowny zapach kawy. Stanąłem w kolejce już po chwili zamawiając zwykła czarną, bez mleka. Na pewno mnie rozbudzi. Biorąc ją dłonie poczułem jak bardzo gorąca była. Podziękowałem małym uśmiechem kierując się do wolnego miejsca. Zaczęło padać, słyszałem jak krople deszczu uderzały o szybę. Mimowolnie przeniosłem wzrok na okno. Czy właśnie oszalałem? To było po prostu nie możliwe. Oszalałem. Jak poparzony wstałem ze swojego miejsca. Nie odrywałem od niej wzroku. Justin, oszalałeś. Nie słyszałem okół już nic, tylko moje myśli. Byłem tak blisko niej, gdybym wyciągnął rękę mógłbym dotknąć jej prostych włosów. To ona, na pewno. Nie wiem co powstrzymywało mnie od wypowiedzenia jej imienia. Czułem się jakby ogromna gula stanęła mi w gardle.

Wtedy się odwróciła. Czy jest w pobliżu szpital? Czuje że mam zawał. To była ona, to byłą Sky. Żywa, zdezorientowana. Patrzyłem na każdy kawałek jej twarzy. Po prostu nie mogłem uwierzyć.

- Mogę w czymś panu pomóc? - Głos jej się nieco zmienił. Bardziej poważy, dorosły, a jednak nadal mi bliski. Milczałem, dalej będąc w szoku. Po czterech latach mogłem ją zobaczyć. Co było jeszcze dziwniejsze od tego że ona żyje? To że mnie nie poznaje.

- Przepraszam, czy mogę panu w czymś pomóc? - Powtórzyła. Ja badałem każdy centymetr jej twarzy ale nie tylko ja, ona też mnie obserwowała.

- Nie - Nie mogłem dłużej tu z nią siedzieć. Co miałem zrobić? Nie chciałem do tego wracać. Poza tym cały czas wmawiałem sobie że oszalałem. Wstałem z miejsca. Musiałem wyjść.

- My się skądś znamy? - Powiedziała pośpiesznie, wciąż na mnie patrząc, lecz ja odwróciłem wzrok.

- Nie nie - Rzuciłem kierując się do wyjścia. Nawet nie wiem jak opisać to jak się czułem.To było niemożliwe, szalone i prze dziwne. Była tutaj cały czas, od czterech lat. Wszyscy w Jacksonville myśleli, w sumie to nadal myślą, że ona nie żyje. Suka wszystko sobie zaplanowała. Nawet nie pomyślała jak poczują się inni. Mailem nadzieje że jej więcej nie spotkam, przynajmniej na razie.

****

I co teraz będzie? Czy Sky w końcu rozpozna Justina? 
Wyraź proszę swoja opinie w komentarzu.

1 komentarz: