sobota, 12 marca 2016

Rozdział 16

Justin's POV

Ona wie, lub przynajmniej się domyśla. Codziennie, już przez miesiąc spoglądam na nią, patrze w jej oczy i czuje się źle że tak wszystko się potoczyło. Ale czy to coś da, czy to że będę się użalał nad sobą coś zmieni? Oczywiście że nie. Czuje że zaczyna mi ufać, a ja nie wiem czy bardziej mnie to przeraża czy cieszy. Nie jestem pewny co do tego wszystkiego czy na pewno będę mógł to wszystko wziąć na swoje barki, to całe kłamstwo.

A jeżeli ona..zakocha się?

Ciszy już na zawsze będę musiał udawać kogoś kim nie jestem? Póki tu jestem nie mam co myśleć o byciu sobą.

Patrze na nią i z każdą chwilą zagłębiam się w jej włosach, oczach, zarumienionych policzkach. Dlaczego wcześniej tego nie widziałem.

Nagle do sali wszedł wysoki mężczyzna, czarne włosy obdarte ciuchy, nie wyglądał zbyt korzystnie. Podszedł do Sky, lecz widząc jej wyraz twarzy bylem pewny że jego obecność to ostatnie o czym marzyła. Nie byłem głupi, od razu wiedziałem kto to jest, nikt pospolity nie obejmuje w ten sposób kobiety. Stojąc po drugiej stronie sali czułem się źle, znałem bardzo dobrze to uczucie. Odwróciłem wzrok ale to nie oszukało mojego mózgu, mrowiąca zazdrość rozchodziła sie po moim ciele od palców po brzuch i głowę, temperatura wzrosła. Szeptali coś do siebie.

- Cece! - Zawołała Skylar. Wszyscy w pomieszczeniu automatycznie zwrócili na nią uwagę.

- Mogłabym wcześniej dzisiaj wyjść? - Złożyła ręce przykładając je do ust. Zmarszczyłem brwi, nie byliśmy nawet w połowie pracy, z resztą to nie był pierwszy raz kiedy tak znikała...z nim.

-Sky, znowu? - Dziewczyny wywróciły oczami, ale wiedziała że i tak i tak jej ulegnie. Miała coś w sobie takiego, że trudno było sie oprzeć. Chwile potem już jej nie było, wybiegli razem, trzymając się za ręce, a mnie dusiło ze nawet nie wiedziałem gdzie idą, kiedy jeszcze raz ją zobaczę. Studio bez fotografa nic nie mogło zdziałać wiec i my mieliśmy wolne. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Czy pójście do baru w ciągu tygodnia jest dobrym pomysłem?

Sky's POV

Nienawidzę niepewności. Nie mogę żyć normalnie gdy wiem że mi czegoś brakuje. Bez Iana nie wytrzymałabym. Czasem zastanawiałam się czy jestem z nim tylko dlatego że go kocham czy może jest moją małą stabilnością o której każdy marzy. 

Jest taki pewien moment w życiu, taki jeden impuls który sprawia że twoje spojrzenie na świat się zmienia, moimi impulsami był incydent ze zdradą i...wypadek. Czy zaczęłam inaczej patrzeć na wszystko? Może nie na wszystko ale na pewno jedna rzecz się zmieniła. Jason był mi bliższy i może to trochę okrutne że zostało to wywołane obawą o jego życie i swoją winę ale może tak właśnie miało być. 

Niepokoiła mnie tylko jedna rzecz/ Gdy tylko przy nim byłam czułam dziwne deja vu, co przecież nie było normalne ani trochę. W jego oczach widziałam coś znajomego. Tłumaczyłam sobie to tym że może na jakichś wypadach ze znajomymi zwróciłam na niego uwagę choć nie na tyle by się zapoznać. Dziwne..

- Kotku - Wybudził mnie cichy głos Iana, który siedział obok mnie. 

- Tak? Przepraszam, zamyśliłam się 

- Domyśliłem się - Zaśmiał się. Nie czułam nawet jak chwycił mnie za rękę.Wszędzie było biało. Temperatura schodziła poniżej zera, więc nie dziwne było że moje ręce były dwiema kostkami lodu. 

- Wiesz, nie wiem czy to był dobry pomysł żeby tak znowu urwać się z pracy, co jak w końcu stracę tą prace? - Spojrzałam na niego lekko trzęsąc się z zimna. Klimatyzacja jeszcze nie zdarzyła ogrzać całego wnętrza samochodu.

- To będziesz miała więcej czasu dla mnie, ja też zwolnię się i wyjedziemy na koniec świata osiedlimy się w jakiejś wiosce i razem z gromadką dzieciaków dożyjemy czasów kiedy będziemy mogli się cofać w czasie i wrócimy do tego momentu i obiecuje że wtedy nie wyciągnę cię tak z pracy - Powiedział to wszystko tak poważnym głosem jakiego dawno nie słyszałam. Zatkało mnie.

- Teraz to wymyśliłeś? - Po chwili oboje się zaśmialiśmy. 

- No powiedz że byś tak nie chciała - Było tak jak kiedyś, rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, jak zwykle. Podziwiałam się za to że nie żywiłam długo urazy. Mówią że jak kogoś bardzo kochasz to wybaczysz wszystko..

Chyba raczej jak kogoś bardzo potrzebujesz.

Codziennie pokazywałam to że już jest dobrze, że serce  wróciło do normalnej postaci ale czy to była prawda? Całkowicie zapominałam o wszystkim, o tej sytuacji, o problemach, o pracy a nawet o Ianie gdy byłam z Jasonem. Gdy się spotykaliśmy, czułam od niego nie wyobrażalnie dużą dawkę przyjaznej fali, można by było pomyśleć że zachowuje się tak żeby coś mi wynagrodzić. 

Zbliżały się święta. Najwspanialszy czas w całym roku, ten na który się czeka. Pora na kupowanie prezentów, na wieszanie ozdób, ozdabianie choinki. Najgorsze jednak w moich świętach to że nie mogłam ich spędzić tak jak należy, w otoczeniu mojej rodziny..CO roku narzucałam się rodzinie Iana która niezbyt za mną przepadała, przynajmniej tak mi się wydawało. Myśl o mamie i tacie zawsze jest ciężka, była jedną z tych która nie opuszczała mnie przez te 4 lata. Zastanawiałam się co robią, czy nadal wyglądają tak samo czy mieszkają tam gdzie kiedyś czy myślą o mnie z nienawiścią lub czy w ogóle myślą o mnie. 

- Powiesz mi w końcu gdzie jedziemy? - Przerwałam swoje myśli. Nie miałam pojęcia dokąd chce mnie zabrać i czemu było to tak ważne żeby znowu wyjść wcześniej z pracy.

- Uwaga, wiem że się ucieszysz - Powiedział a mnie przeszedł dreszcz, nie lubiłam niespodzianek.Patrzyłam prosto w jego oczy.

- Jedziemy do moich rodziców - Uśmiechnął się bo był pewny że będę zadowolona. 

O wilku mowa, głupie myśli.

Wymusiłam najbardziej sztuczny uśmiech, wzięłam głęboki oddech.
-Ohh, too świetnie skarbie, a z jakiej to okazji?

- Dowiesz się w swoim czasie - Cmoknął moją dłoń.




środa, 17 czerwca 2015

Rozdział 15

Sky's POV

- Kocham Cie - Pocałował mnie w rękę. Przygryzłam wargę stanowczo zabierając dłoń. 

- To i tak już niczego nie zmieni - Uśmiechnęłam się sztucznie nie patrząc na niego. Obserwowałam wszystkie przedmioty wkoło ale nie byłam na tyle odważna by spojrzeć w jego błękitne oczy. 

- Daj mi szanse, jedną jedyną, ostatnią... - Czułam straszny dyskomfort, jakbym stała w zupełnie obcym miejscu obserwowana przez tysiące nieznajomych twarzy. Zastanawiałam się nad tym wszystkim długo. Naprawdę go kochałam, on mnie uratował, on dał mi dach nad głową, on jako pierwszy podzielił się ze mną prawdziwym uczuciem. Dłuższa chwila ciszy wydawała się w tamtym momencie idealna. Biłam się z myślami, dostawałam w twarz za każdym razem gdy byłam już bliska słusznego wyboru. 

Chcesz to ratować. 

Nie, nie chcesz! 

Kochasz go.

Wziął od Ciebie to uczucie, zgniótł je, stłamsił, i rzucił gdzieś w kąt jak pewnie ubrania tej dziewczyny...

- Dosyć - Powiedział nieświadomie na głos przykładając palce do skroni. 

- Ian - Jęknęłam czując lżę na policzku. Chciałam żeby było dobrze, potrzebowałam kogoś tak bardzo w tamtym momencie. Zbliżył się, wyczuł moje emocje, to co chce mu przekazać przez zwykłe malutkie gesty. Przytulił mnie, mimo że chwile temu sama się wyrywałam. Niekiedy sama nie rozumiałam swoich słów i czynów.trudno było mnie zrozumieć. Czasem naprawdę myślałam że coś jest ze mną nie tak, że za bardzo zostałam zniszczona. Nie chciałam być jedną z tych dziewczyn która wszystko wyolbrzymia, ale pod wpływem emocji każdy się taki staje. 

Przytulał mnie bez słowa, a ja mimo moich myśli, mimo słów, mimo wszystko tuliłam się do niego jak kiedyś. 

- Jestem zmęczona - Chciałam się odsunąć, ale mnie trzymał nadzwyczaj mocno.

- Zacznijmy od nowa - Szepnął całując mnie w czubek głowy. Podniosłam głowę by móc spojrzeć mu prosto w oczy. Starałam się znaleźć w nich potwierdzenie że mówi poważnie, że to jest obietnica której nie ma zamiaru złamać.

- Pomyśle nad tym - O dziwo naprawdę szczerze się uśmiechnęłam. Odprężył się, obdarował mnie równie prawdziwym uśmiechem napawając mnie niezwykle silną nadzieją że wszystko będzie dobrze.

*dwa dni później*

Zwolniłam bieg swojego życia, starałam się bezpiecznie przeżywać każdą sekundę. Byłam przytłoczona myślami, źle podjętymi decyzjami i nieudanymi chwilami z przeszłości. Chciałam się zająć sobą, chciałam wyleczyć swoją psychikę. Ian mnie wspierał, wiedział że strasznie to wszystko przeżywam, że jestem nieuleczalną histeryczką. Postawiłam zapomnieć i zacząć od nowa. Uważałam to przynajmniej za słuszne. Nie chciałam zostać sama, nie chciałam znów być nie potrzebna, nie kochana. Mimo że on zachwiał mną, moimi uczuciami, to za każdym razem gdy na niego spoglądałam słyszałam wewnętrzny głos upewniający mnie w tym że to dobry wybór.

***

Telefon w środku nocy nigdy nie znaczy nic dobrego. Jednak gdy tylko usłyszałam głos radosnej pielęgniarki od razu podniosłam się z łóżka. Ucieszyłam, na prawdę bardzo się ucieszyłam. Nie zamierzałam czekać na nadejście dnia, chciałam tam być w tamtej chwili, zobaczyć jak się czuje. Dotknęłam delikatnie dłoń śpiącego Iana, nie obudził się dzięki czemu nie musiałam mu nie potrzebnie tłumaczyć wszystkiego. Ubrałam na siebie pierwszą lepszą bluzę i dresy. Chciałam być tam zanim zorientuje się co wokół niego się dzieje, sama chce mu to wyjaśnić. 

Miasto o tej porze była niemal puste, ciarki przechodziły mnie za każdym razem gdy zerkałam tylko w stronę ciemnych zakątków gdzie przebywali jacyś mężczyźni. Śpiesząc sie nieco już po chwili byłam na miejscu. Zaparkowałam auto i ruszyłam na przód nie zamykając go nawet kluczykiem. Gdy tylko przekroczyłam próg szpitala uderzyła we mnie fala ciepłego powietrza. Nie odwiedzałam go od dnia wypadku, uznałam że to bez sensu, nie wierzyłam w to że osoby w śpiączce mogą wszystko czuć, słyszeć, ''przebywać'' między nami. 

- Jason McCann - Rzuciłam szybko patrząc na niską kobietę siedzącą za blatem rejestracji. Chciałam go już zobaczyć. Brunetka spojrzałam w monitor komputera marszcząc brwi. Stukałam paznokciami o drewno. 

- Przepraszam ale nie ma nikogo takiego - Powiedziała spokojnym głosem. Machnęłam na nią obojętną ręką wywracając oczami. Nie wiem o co z tym chodziło, jednak zależało mi na czasie, musiałam go znaleźć na własną rękę. Chciałam zobaczyć czy przypadkiem nie ma go tam gdzie był dwa dni temu. A jednak nic się nie zmieniło. Był cały i zdrowy, wlepiał te swoje orzechowe tęczówki w twarz pielęgniarki która w tym momencie zmieniała mu kroplówkę. Weszłam do sali bez uprzedzenia, będąc zapatrzona w jego lekko uszkodzoną twarz. Od razu jego wzrok przeniósł sie w moją stronę. 

- Sky - Wydusił z siebie otwierając szerzej oczy. Uśmiechnęłam się kontynuując kontakt wzrokowy. 

- Jestem - Wymamrotałam siadając obok niego na krześle. Niemal od razu chwycił mnie za rękę, dziwne było to że właśnie na to liczyłam. 

- Dlaczego przyjechałaś? 

- Dlaczego miałabym nie przyjechać? - Gdy tylko pielęgniarka wyszła spuściłam wzrok. Zostanie z nim sam na sam było wielkim wyzwaniem. 

- Przepraszam.. - Szepnęłam ściskając nieświadomie mocniej jego dłoń. Poruszył sie poprawiając sie na łóżku. 

- Oj to nie Twoja wina że jestem skończonym ślepym głupkiem - Prychnęłam uśmiechając sie lekko. 

- Po co za mną jechałeś? - Ponownie spojrzałam na niego, starałam sie nie pokazać jak bardzo mi przykro za to wszystko. 

Te cholernie znajome oczy.

- O ile dobrze pamiętam chciałaś mnie zostawić w tej restauracji samego bez odpowiedzi na pytania - Zmrużył oczy zabawnie ruszając brwiami. Mimo że byłam pewna że coś go boli to humor go nie opuścił.

 Coś zapikało, podskoczyłam przestraszona.

- Tak wiem, mnie też to wkurza, śpię sobie spokojnie a to diabelsko tuż przy moim uchu wygrywa jakieś chore melodyjki - Zaśmiał sie jednak chwile po tym grymas pojawił sie na jego twarzy. I tak dobrze sie trzymał, czołowe zderzenie z samochodem nie jest na pewną niewinną błahostką. 

- Martwiłam się - Mój blady uśmiech, nie równał sie z jego szczerym i tak bardzo pocieszającym. 

- Tak? Myślałem że mnie nie lubisz, jak bardzo wypadki zmieniają człowieka - Znów zażartował, jednak miał racje. Wystraszyłam się że może go już nie być, że przeze mnie może go nie być. 

- Czułem że jesteś obok, jednak tylko przez chwile - Wyznał widząc że ja nie mam zamiaru się odezwać. Spoważniał nieco. 

- Czułeś? - Pokiwał potwierdzająco głową. 

- Czułem, słyszałem, jednak niestety nie widziałem, nawet nie wiesz jaki to jest niesamowicie wkurzający stan, chcieć komuś wykrzyczeć że nic ci nie jest że czekasz tylko na jakiś znak, ehh nie ważne - Przymknął oczy opierając sie o poduszkę za nim. Starałam sie zrozumieć wszystko co do mnie mówił. 

- Jesteś zmęczony? - Spytałam cicho, nadal trzymając jego dłoń. 

- Żartujesz sobie? Spałem przez dwa dni, wystarczy mi. Chce stąd wyjść jak najszybciej.

Uśmiechnęłam sie do niego. Co chwile wsłuchiwałam sie dogłębnie w jego głos i nie mogłam wyjść z przekonania że go już gdzieś wcześniej słyszałam, nigdy wcześniej mi sie takie coś nie zdarzyło...

sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział 14

Siedząc obok niego, patrząc na podnoszącą się klatkę piersiową odetchnęłam z ulgą, to był zastrzyk leczniczy na mój umysł. Otarłam łzy, szczęścia i smutku które zlały się w całość. Urządzenia obok niego cicho pikały przez co wiedziałam że nic złego się nie działo.

Nie miałam pojęcia ile tam siedziałam i przez ile miałam zamiar tam być. Musiałam naprawdę otrząsnąć się po tym wszystkim. To działo się za szybko.

- Co pani tu robi? - Do sali weszła wysoka brunetka w białym stroju. Przestraszona podniosłam się z miejsca patrząc na nią.

- Ja... - Przygryzłam wargę. Spojrzała na mnie zadziwiająco wesołym wzrokiem. Podeszła do Jasona, sprawdzając jego kartę która była położona poza granicami mojego wzroku.

- Jesteś z rodziny? - Spytała nie odrywając wzroku od kartek posklejanych zszywaczem.

- Nie - Przełknęłam ślinę powoli siadając ponownie na krześle.

- Dziewczyna? - Spytała ale nie dane mi było odpowiedzieć ponieważ drzwi sali gwałtownie się otworzyły.

- Tutaj jesteś - Wydyszał chłopak. Zrobił kilka kroków po czym uwięził mnie w uścisku. Od razu poczułam jego mocne perfumy, zrobiło mi się słabo.

- Puść mnie - Warknęłam kładąc ręce na jego klatce piersiowej. Pielęgniarka przyglądała się tej sytuacji. Odsunął się na tyle że mogłam spokojnie oddychać.

- Za chwilę przyjdzie tu lekarz więc daje wam dosłownie kilka minut - Powiedziała kobieta po czym wyszła.

- Wszystko w porządku? - Odezwał się niemal natychmiast. Spojrzałam w stronę Jasona pociągając nosem.

- Mówiłam że tak

- Kto to? - Spytał znów przysuwając się do mnie, położył rękę na moim biodrze, zepchnęłam ją od razu.

- Kolega - Ruszyłam w stronę wyjścia. Chciałam jechać do domu, wziąć prysznic, ogarnąć się. Miałam zamiar zostawić w szpitalu swój numer telefonu by zadzwonić do mnie gdy coś polepszy się z Jasonem.

Wsiadłam do auta, po chwili już będąc w drodze do domu. Ian nie zasługiwał na to bym się do niego odzywała, dlatego też milczałam. Gdy tylko przekroczyłam próg domu od razu ruszyłam do pokoju po ciuchy następnie do łazienki.

Chciałam pozbyć się tych wszystkich myśli, chciałam żeby ten dzień po prostu ze mnie spłynął, ale jedna myśl po prostu nie dawała mi spokoju. Jakim cudem Jason żył skoro powiedziano mi że nikogo takiego nie uratowano? 


Justin's POV

Czuje cie, dotykasz moje ręki. 

Chciałem jej to powiedzieć, powiedzieć że jestem. Uczucie zawieszenia, sen z którego nie możesz sie obudzić, nikomu tego nie życzę. Nie byłem zupełnie pewny co się stało. 

Płakała, słyszałem ją cały czas. Próbowałem otworzyć oczy, poruszyć się, ale moje starania nic nie dały. Dosłownie chwile potem usłyszałem kolejny głos, również damski.

Jak to mogło się wszystko stać, jak mogłem nie zauważyć tego auta. Plułem sobie za to w twarz. Gdyby jeszcze jej się coś stało, nie wiem czy wytrzymałym sam ze sobą.

- Tutaj jesteś - Ktoś wszedł do sali. Mężczyzna. Chwile rozmawiali, niemal od razu wiedziałem że to jej chłopak. Ten który ją krzywdził.

Ogarnęła mnie nie mała złość i gdy tylko wyszli z sali słyszałem nieco głośniejsze pikanie jakiejś maszyny ustawionej zadziwiająco blisko mojego ucha.

Dawaj stary, uda ci się, obudź się.

Nie wiedziałem jak niby miałem tego dokonać ani czy są jakiekolwiek na to szanse, ale starałem się, wyobrażałem sobie jak otwieram oczy jak chwytam się wszystkiego co jest pod ręką byleby wydostać się z tego zawieszenia.

Jak jednak mogłem się domyślić niczego nie zdziałałem.

Spokojnie, poćwiczymy jeszcze...

______________________________

Wiem że krótki , przepraszam
Mam nadzieje że rozdział wam się spodobał i wyrazicie swoje opinie w komentarzu <3

piątek, 20 marca 2015

Rozdział 13

Notka pod rozdziałem, proszę 

Sky's POV

Jason...

Karambol, kilka samochód kompletnie zmasakrowanych. Nie mam pojęcia czy ci ludzie żyją, czy cierpią.. Nie obchodzą mnie inni ludzie.

Jason...muszę go znaleźć. NATYCHMIAST.

Jeszcze nie było policji, nie było karetki. To były chwile, chwile po tym zdarzeniu, zdarzeniu któe samo było chwilą, nieszczęsną sekundą nieuwagi. Czułam sie cholernie winna..bo byłam winna. Ominęło mnie to.

Głupi zawsze ma szczęście.

- Jason! - Szok opanował moje ciało, nie miałam pojęcia czy naprawdę krzyknęłam, czy to moje myśli próbują wyjść na światło dziennie. Krzyknęłam więc jeszcze raz i kolejny...

Cała, dotychczas spokojna i bezpieczna droga, zmieniła sie w scenerie śmierci. Krocząc naprzód trafiałam na miliony odłamków szkła jak i resztek samochodów. Chwile po tym przejazd przez drogę został zamknięty, rannymi zajęli sie ratownicy z trzech karetek. Coraz bardziej zatracałam sie w panice która mnie ogarnęła gdy zdałam sobie sprawę że do tej pory nie udało mi sie znaleźć Jasona. Nie uniknęłabym łez które spływały jak szalone po rozpalonych policzkach. Znalazłam w sobie resztki siły by pobiec w stronę funkcjonariuszy.

- Proszę mi pomóc - Wybełkotałam oplatając sie rękami wokół talii. Postawny mężczyzna, o kruczoczarnych włosach odwrócił sie w moją stronę.

- Jest pani ranna, potrzebny lekarz? - Podszedł natychmiast sprawdzając czy nie mam poważnych ran.

- Nic mi nie jest - wyszeptałam w jego twarz, patrzył mi prosto w oczy, chcąc jak najszybciej odczytać co sie dzieje.

- Mój kolega..on tam.. gdzieś jest - Kiwnęłam głową zachłystując sie powietrzem. Policjant westchnął.

- Każdy ocalały znajduje sie teraz w karetkach - Odszedł ode mnie o krok wskazując palcem zaparkowane niedaleko trzy ambulanse. Bez słowa ruszyłam w tamtym kierunku czując jak serce podchodzi mi do gardła. Telefon w tylnej kieszeni spodni zaczął nieznośnie wibrować. Nie odbierałam.

- Przepraszam - Starałam sie zwrócić uwagę ratowników, którzy kręcili sie z jednego miejsca na drugie, opatrywali rannych, podawali środki przeciw bólowe, jak i wykonywali telefony do najbliższych szpitali czy jest miejsce na nowych pacjentów.

W końcu podeszła do mnie kobieta, o ciemnej karnacji z wygoloną głową. Swoją opanowaną postawą budziła niezaufanie.

- Usiądź kochanie - Wskazała wyścielone białym prześcieradłem nosze, zakładając rękawiczki.

- Jestem cała..- wytłumaczyłam, ciągnąc dalej. Otarłam łzy przez które ledwo widziałam jej twarz.

- Szukam kogoś..Jason McCann, jest gdzieś tu? - Modliłam sie w duchu by jej odpowiedz zdjęła wielki kamień z mojego serca. Odwróciła sie do listy na której widniały przeróżne nazwiska..dużo nazwisk.

- Przykro mi, ale nikogo takiego nie udało sie wydostać z wypadku

Nie! 

Nie mogłam do końca życia żyć z przekonaniem że to przeze mnie ktoś zginął, nie mogłam..

Jason

O mój boże.. Nie wierze w to.

- Krwawisz - Z amoku wyrwała mnie ta sama pielęgniarka. Zdezorientowana powiodłam wzrokiem do swojej prawej nogi.

Szkło. 

Nie czułam bólu. Ogarnął mną strach, poczucie winy i rozpacz...to był Jason. Jason który na to nie zasłużył, chłopak który chciał sie ze mną zaprzyjaźnić..

- Musimy to zszyć, pojedziesz z nami do szpitala.

{godzinę później}

- Gotowe, musisz uważać na tą nogę, za dwa tygodnie przyjdź na zdjęcie szwów. - Lekarz powtórzył drugi raz gdyż za pierwszym razem byłam zupełnie odcięta od świata. Myśli zabijały, wiedziałam to na pewno. Bez zbędnego gadania wyszłam z sali. Jechać do domu? Jakiego domu, ja już nie mam domu. Nie mogę wrócić do domu, nie chce tam wracać. Chciałam zostać w szpitalu, przynajmniej do chwili kiedy emocjonalnie zacznę wracać do normalności.

 Już dawno całe to zdarzenie znalazło sie w lokalnych wiadomościach, każdy już wiedział, kobieta w ekranie zaczęła wymieniać imiona ocalałych, ruszyłam wzdłuż korytarza jak najdalej telewizora, nie chciałam dostać prawdą w twarz, nie chciałam upewnić sie w przekonaniu żę Jason naprawdę...nie żyje. Idąc korytarzem, wcale nie czułam sie lepiej, widziałam tych wszystkich płaczących i cierpiących ludzi. Musiałam coś zrobić, gdzieś uciec. Weszłam do windy. 2 piętro. Wyciągnęłam telefon, 26 nieodebranych połączeń od Iana..cudownie. Nie mogłam tak po prostu tego zignorować, musiałam usłyszeć głos kogoś znajomego zanim kompletnie zwariuje. Odebrał za drugim sygnałem. 

- Sky?! - Krzyknął krztusząc sie czymś. 

- Spokojnie - mruknęłam pociągając nosem. - Czego chcesz? 

- Słodki Jezu, w telewizji...wypadek, widziałem nasz samochód, naszą rejestracje, myślałem.. - Po jego głosie wiedziałam że przestraszył sie..bał sie o mnie, w sumie nie zdziwiło mnie to zbytnio. Nie chciałam go o nic prosić, nic od niego nie chciałam, ale nie miałam wyjścia. 

- Jestem cała...przyjedziesz po mnie? proszę.. skombinuj auto, zdaje sie że nasze tam zost... 

Nie wierze, nie wierze, nie wierze

Nie mówiąc nic więcej rozłączyłam sie.

To Jason, był tam, leżał w sali naprzeciwko mnie, nieprzytomny, posiniaczony, cały we krwi...ale żywy..

____________________________

Hejoo <3 
Od dzisiaj rozdziały będą pojawiać sie regularnie, obiecuje :* 

Co sobotę będzie nowy rozdział :)

Mam nadzieje że ten rozdział wam sie spodobał i wyrazicie swoje opinie w komentarzu <3




środa, 18 marca 2015

Rozdział 12

Sky's POV
{przed spotkaniem}

Sukienka? Nie trzeba tracić czasu na dopasowanie odpowiednich spodni, bluzki, swetra..jeden prosty materiał na moim  ciele wystarczył. Uczesałam pokołtunione włosy, zmyłam rozmyty tusz z policzków i nałożyłam nowy na długie rzęsy. Starałam sie o tym nie myśleć, wyobrażenie sytuacji w której wypłakiwałam swoje smutki na ramieniu Jasona zdecydowanie mi w tym pomagała. Nie chciałam go w to mieszać, jest kolegą z pracy i do tego niezbyt przeze mnie lubianym.

Nie obchodziło mnie to że z każdym krokiem na dół czułam obecność Iana. Miałam wszystko gdzieś. Po całym domu roznosił sie tylko odgłos uderzania obcasami o panele. Chowając do torebki telefon i portfel miałam już zakładać płaszcz gdy zaskoczył mnie głos.

- Dokąd sie wybierasz? - Ton jego głosu był przestraszony, co jeszcze bardziej dodało mi odwagi. Odwróciłam sie z wymuszonym kpiącym uśmiechem.

- A obchodzi cie to? - Uniosłam brew. Włożyłam rękę w jeden rękaw, potem drugi. Parsknął.

- Oczywiście że tak, zawsze obchodziło i będzie obchodzić - Podszedł kilka kroków. Zatrzymałam go gestem reki. Nie chciałam mieć z nim żadnego kontaktu, wzrokowy i tak już doprowadzał mnie do szału.

- Ide cie zdradzić - Powiedziałam całkiem poważnie, choć w duchu śmiałam sie z jego parszywej, zdziwionej twarzy. Mimo jasnych znaków podszedł do mnie jeszcze bliżej, za blisko.

- Gdzie idziesz? - Jego ton sie zmienił. Zbyt oszołomiona nie mogłam go rozszyfrować.

- Słyszałeś - Wydusiłam, zaklinając że dawałam mu sie zmanipulować.

- No właśnie chyba sie przesłyszałem - Tym razem warknął, dokładnie to słyszałam mając jego usta blisko ucha. Przełknęłam ślinę. Zaśmiałam sie nerwowo, odchodząc odruchowo. Nie chciałam już wdawać sie w tą niepotrzebną dyskusje, Chwyciłam torebkę która dziwnym trafem wylądowała pod jego nogami. Gdy tylko sie podniosłam by ponownie na niego spojrzeć, mocno zacisnął dłonie na moich nadgarstkach.

- Nie rób głupot, Sky - Wywiercał mi wzrokiem dziurę w twarzy, na której pojawił sie grymas. Bolało.

- Odczep sie - Próby wyrywania sie nie dały żadnych rezultatów, mogłam sie tego spodziewać.

- Nigdzie nie pójdziesz - Popchnął nas na ścianę.

Nie, nie, nie 

- Ian - Nie wiedziałam czy zrozumie, ale patrząc wprost w jego oczy przekazywałam mu milion wiadomości. Ból, smutek, złość, rozczarowanie i..strach.

- Nie możesz mi tego zrobić - Zaciskał dłonie, myślałam że zaraz złamie mi kości. Nie wytrzymywałam, łzy pociekły po policzkach.

- Justin! - Krzyknęłam to imię nieświadomie, coś czego nie robiłam od...4 lat. Zamknęłam oczy. Nagle ucisk minął, poczułam nagłą, niezwykle przyjemną ulgę. Mimowolnie otwarłam oczy. Odszedł, zostawiając mnie zupełnie samą, z nierównym oddechem, sercem bijącym jak szalone w klatce jak i łzami, które w niewyjaśniony sposób przestały płynąć.

Justin...

Potrząsnęłam głową chcąc sie pozbyć tej myśli.


Justin's POV 
{Teraz}

Gdzie ona do cholery jedzie..

Jechałem za nią dobre dwie godziny, byłem już wtedy niemal pewien że zorientowała się że jadę tuż za nią. Gdy minęła niemal wieczność postanowiłem ją wyprzedzić. Upewniając się czy na pewno coś nie jedzie przycisnąłem pedał gazu do podłoża dzięki czemu już po chwili mogłem ją zobaczyć. Spoglądałem co chwile na nią, na drogę, na nią.. Ona jednak na mnie nie patrzyła, wręcz przeciwnie, chciała mnie spławić. Wlepiłem w nią wzrok chcąc ją zmusić by obróciła głowę. Gdy ona przyśpieszyła, zrobiłem to samo...nie zauważając rozpędzonego auta zmierzającego w moją stronę.


______________________________________

Hejoo <3 
Przepraszam znowu za długą przerwę :(
Tym razem jednak obiecuje że od tego piątku rozdziały będą pojawiać sie regularnie ;)

Mam nadzieje że rozdział wam sie spodobał i wyrazicie swoje opinie w komentarzu :*






niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział 11

Sky's POV

Nie wiem co było gorsze, to że przez połowę dnia nie mogłam skupić się choćby na jednej rzeczy z powodu pary oczu które śledziły każdy mój ruch, czy też może to że gdy to się skończy, każdy rozejdzie się do domu, ja będę musiała stawić czoła człowiekowi który był dla mnie wszystkim a 24 godziny temu wbił mi nóż w plecy. 

Jason, prześladywał moje myśli, choć ani przez chwilę nie powinien być w mojej głowie. To chore. Nie mam kontroli nad własną wyobraźnią.  Byłam w stosunku do niego zbyt uległa, plułam sobie za to w twarz. Nic dla mnie nie znaczył... Tylko jak wyjaśnić to że miał nade mną taką władze. 

Dom, to miejsce spokoju, ciszy, komfortu, natomiast w chwili kiedy zaparkowałam samochód tuż przed nim poczułam mocny skręt żołądka. Oddałabym wszystko żeby móc nie być w tamtej chwili w swojej skórze. Nie mogłam dać ponieść się emocją, jeżeli miało to w końcu nadejść ja miałam być tą silną i opanowaną. Wyciągając kluczyki ze stacyjki otworzyłam drzwiczki i wysiadłam. Wiedziałam że już wrócił, czułam to całą sobą, jak gdyby poczułam zapach jego gorzkich męskich perfum. 

Pierwszy raz zwróciłam uwagę na to że podłoga w przed pokoju niemiłosiernie skrzypi, przyprawiło mnie to o dreszcze, serce zabiło mocniej. Nie wiedziałam czy stać w miejscu i czekać aż pojawi się przede mną czy może zdjąć buty, płaszcz i jak gdyby nigdy nic ruszyć w stronę kuchni, zważając na wołający o jedzenie brzuch. Może i powinnam się bardziej bać, lecz gdy tylko przekroczyłam próg domu, wiedziałam że to nie ja powinnam się bać. 

Było cicho, zmyliłoby mnie to gdyby nie jego czarne buty których wcześniej nie zauważyłam. 
Nalewając sobie szklankę wody czekałam cierpliwie, upijając każdy kolejny łyk. Kiedy puste naczynie wylądowało w zmywarce, po pomieszczeniu rozległ się odgłos kroków. 
Spokojnie oddychaj. 

Gdy tylko wszedł poczułam zimny powiew, nie chciałam tam być, nie z nim. 

- Sky - Chciałam krzyczeć mu w twarz że nie  miał prawa.. Nie miał prawa mnie zranić. 
Powoli, wahając się, powoli spojrzałam na niego patrząc prosto przed siebie. Podszedł do mnie dwa kroki bliżej, natomiast ja stałam w miejscu, nawet nie oddychając. 

- Ja.. - wzięłam oddech ale tylko po to by parsknąć na niego z dezaprobata. Nie chciałam słuchać żadnych wyjaśnień. 

-wszystko wiem - wydusiłam z siebie, dziwiąc się że mój ton nie brzmi smutno,brzmiał cholernie oskarżycielsko. 

-dobra była? - Jego mina, bezcenna. Jeżeli myślał że może mnie złamać, to się mylił i to bardzo. Nie pozwolę na to żeby ktoś znów się mną bawił, nie w tamtej chwili.. 

Milczał a to doprowadziło mnie do większej furii. Podeszłam do niego, patrząc mu prosto w oczy, widząc ból, widząc to co jeszcze dzień przed tym by mnie ruszyło. Szarpiąc za jego szorstkie od zarostu policzku zmusiłam by skupił się tylko na mnie. 

-Czy była dobra?! - krzyknęłam. Skąd było we mnie tyle siły? Nie mam pojęcia. 

-Skylar.. 

-Brzydzę się, Tobą, tym domem, tym co nas łączyło a najgorsze jest to że sprawiłeś że brzydzę się i sobą.. - nie dbałam o to czy będzie widział jak płacze. Miałam prawo dać upust swojej emocja. Dałam się ponieść chwili, a to nie było planowane. 

Położył dłonie na moich. 

-Nie chciałem.. - te słowa wystarczyły. Nie miałam ochoty na niego patrzeć, przebywać z nim w jednym pomieszczeniu. Uciekłam do sypialni co było jedynym wyjściem. Wmawiałam sobie ze nie byłam od niego zależna, że bez niego dam sobie radę, ale to była bzdura. Płacz nie pomagał. Nie wiedziałam czy to zrządzenie losu czy kolejna udręką, ale w chwili kiedy usiadłam na podłodze dostałam smsa. Wyciągnęłam komórkę z kieszeni spodni patrząc na ekran. 

Nieznany :
Masz pół godziny kochana, inaczej będę cię nawiedzał codziennie! Widzimy się w naszym miejscu. 

Otarłam łzy i trzy razy przeczytałam daną wiadomość.  "Nasze miejsce"? Co miał na myśli? Pół godziny na ogarnięcia tego co działo się wewnątrz jak i na zewnątrz mnie było nierealne. Jednak czego się nie robi dla świętego spokoju, dla ucieczki od problemów.. W moim przypadku do jednego, płci męskiej. 

Justin's POV

Nie moja wina, że gdy tylko pojawiła się w pobliżu moje myśli jak i wzrok były skupione tylko na niej. Zmieniła się, nie wiedziałem tak na prawdę czego się spodziewać. 
Miałem ochotę zapalić, niestety nie mogłem sobie pozwolić na wydawanie kasy na papierosy, bez względu na stan mojego uzależnienia. 

Czekałem na nią tam już od jakiegoś czasu. Knajpa nie była duża, była przytulna, wręcz intymna. Zapachy które unosiły się wokół zasługiwały na pięcio gwiazdkowa restauracje. 
spóźniała się, w sumie to nie byłem nawet pewny czy przyjdzie. Nie odpisała na smsa. Miałem do niej zadzwonić, gdy przez okno lokalu zauważyłem drobną kobietę, otulona płaszczem wysiadła ze swojego auta kierując się w moją stronę. Miała gołe nogi, co świadczyło o tym że specjalnie dla mnie ubrała spódniczkę. 

Powitałem ją zadziornym uśmieszkiem. 

-Od kiedy Gnarls jest "naszym miejscem"? - usiadła naprzeciwko mnie zdejmując płaszcz. Wyglądała.. niesamowicie. 

-Hmm, a skąd niby wiedziałaś że akurat tu będę czekać? - uniosłem brew, patrząc ukradkiem na menu. 

-Boo.. 

- No właśnie, to miejsce teraz kojarzy ci się ze mną i nawzajem skarbie - wywróciła oczami uśmiechając się lekko. Ukrywała coś, ale jeszcze wtedy nie wiedziałem co. Niecałe pięć minut potem do naszego stolika podszedł niewysoki kelner ubrany całkiem na luzie. Gdy jednak odszedł z naszymi zamówieniami, był czas na rozmowę. 

- A nie miałeś przypadkiem zabrać mnie do jakiegoś innego miejsca w którym podobno się rozerwę?

- zrobiła cudzysłów w powietrzu. Zachichotałem skupiając się na jej idealnie wyprostowanych włosach. 

- Spokojnie, wszystko w swoim cza...-zamurowało mnie. Chwyciłem ją za dłonie. Próbowała się wyrwać, nie pozwoliłem jednak na to. 

- Puść mnie Jason - warknęła, lecz ja patrzyłem jak zahipnotyzowany w prawie aż czarne pręgi na jej nadgarstkach. 

- Kto ci to zrobił? 

- Jason puść mnie, bo pożałujesz - w pewnym momencie myślałem ze przez to wyrywanie zaraz spadnie z krzesła. Puściłem ją. 

- uspokój się - powiedziałem łagodnym tonem lecz wewnątrz mnie dział się istny chaos. Wstała od stołu.

O nie, nie uciekniesz mi.

- Sky zostań, proszę, ja po prostu chce Ci pomóc.. - Spojrzałem na nią wzrokiem którego sam nie mogłem opisać. Domyślałem się że wszyscy zgromadzeni na nas patrzą, czułem ich wzrok.

- Nie mieszaj się w moje prywatne sprawy - Wydusiła swoje słowa w szepcie pełnym furii. Wyszła z restauracji, nie wiedziałem czy iść za nią czy może uszanować jej prywatność i posłuchać jej słów.

Nie ma mowy, musze coś z tym zrobić

Wybiegłem za nią, wsiadła do swojego auta.

Pojadę za nią. 

Nie dbałem o to czy jestem w bezpiecznej odległości od jej samochodu, chciałem po prostu z nią porozmawiać. Byłem zdolny posunąć sie nawet do najgorszego, nikt nie będzie jej krzywdził..nie pozwolę na to.
____________________________________

Hejo <3

Ponad 2 miesiące nie było rozdziału, ja wiem :( 
Strasznie przepraszam, po prostu brak czasu. 

Mam nadzieje że ten rozdział wam się spodobał i wyrazicie swoje opinie w komentarzu :*

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Rozdział 10

Ian's POV

Jej usta były tak lepkie od drinków że same przyklejały mis ie do ust.

Sky sie o tym nie dowie. 

Pocieszała mnie ta myśl, ale i tak lekkie poczucie winy gościło we mnie. Nawet nie wiedziałem jak ta dziewczyna miała na imię jednak miała coś w sobie. Ciemne proste włosy opadały na jej ramiona, brązowe oczy hipnotyzowały, lecz alkohol nie wyrzucił z mojej głowy błękitnych oczu Sky.  

Zaciągnąłem ją gdzieś, pokój, tylko nie miałem pojęcia jak tam trafiłem. To ona przejmowała kontrole, ona rzuciła mnie na łóżko. Przez chwile przemknęła mi myśl że może być jedną z tych prostytutek przy barze, niczego już nie kojarzyłem. 

Nagle w pokoju rozbrzmiał telefon, byłem tak zamroczony że nie wiedziałem nawet skąd dobiegał ten dźwięk. Dziewczyna na chwile oderwała się ode mnie odbierając. Próbowałem jej go zabrać w zamian za co wydała się z siebie lekki chichot kończąc połączenie. Rzuciła telefon za siebie nie dając mi nawet chwili oddechu. Przyssała się do mnie..

Justin's POV

Minęło tyle czasu. Zapomniałem już o niej. Zrozumiałem że nic dla mnie nie znaczyła, że to nie było to. A jednak jej słowa zdusiły moje serce. Czułem sie strasznie nieswojo z myślą że mogę coś do niej czuć. Kompletne szaleństwo. Gdybym był normalny, spakował bym się i szukał szczęścia gdzieś indziej, ale hej, to ja, Justin Bieber, który swoim szaleństwem wypełnia cały świat.. o ile nie wszechświat. Mogłem mieć każdą, dlaczego siłę próbowałem mieć ją. Nawet jeśli ją pragnę to ile jeszcze mogę przed nią ukrywać prawdę? Ile czasu minie zanim sama się wszystkiego domyśli. 

Ma kogoś, ułożyła sobie wszystko. Dlaczego ja nie potrafię? Przecież to łatwe. 

Jutro ją zobaczę i co powiem? Nawet nie wiem jak się zachowam gdy na mnie spojrzy. Pójdę na łatwiznę, jak zwykle. 

Sky's POV

Kłucie w kręgosłupie z samego rana to nie jest ta rzecz o której marzyłam. Czułam się jak na kacu choć wczoraj nie wypiłam ani kropli alkoholu. Gdyby nie to że obudziłam się na podłodze, pomyślałabym że to co było wczoraj to sen, raczej koszmar. Dzisiaj nie miałam zamiaru płakać, za dużo już łez wylałam. Uśmiechnięta, skacząca po całym domu, wołająca Iana na śniadanie, została stłamszona przez ponurą, wiecznie nie zadowoloną mnie które rzadko nawiedzała moje ciało. 

Brak poczucia czasu doprowadzał mnie do szału. Musiałam szybko spojrzeć na zegarek. 

- Trzynasta - Powiedziałam na głos ze zdumieniem. Powinien już wrócić. Stałam przez chwile w bezruchu zastanawiając się czy leży może obok niej, bawiąc się jej włosami, głaszcząc po plecach, tak jak mnie. Mogłam szczerze przyznać, że miałam ochotę skoczyć z okna, z piętnastego piętra. Za godzinę miałam pojawić się w pracy, będąc rozsypaną kupką nieszczęścia. Liczyłam na cud. 

Co z tego że zjadłam śniadanie, umyłam się, ubrałam jak człowiek i umalowałam, to nie zmieniło tego co było wewnątrz mnie od kiedy otworzyłam oczy. Miałam gdzieś to że na dworze pojawił sie pierwszy śnieg, że prawdopodobnie opona w aucie jest przebita, że zapomniałam telefonu, że już byłam spóźniona, to były błahostki, które niczym nie równały się z tym czym było moje serce. O ile jeszcze było ono na swoim miejscu.

Gdy tylko zaparkowałam na swoim stałym miejscu, wyłączyłam silnik spojrzałam na wejście do budynku. Nie lubię pokazywać emocji dlatego jak na zawołanie kliknęłam niewidzialny pstryczek w mojej podświadomości uruchamiający fałszywy uśmiech. Unikałam tym samym głupich pytań czy współczujących spojrzeń. Życie to życie, każdy ma doły do cholery. W środku jak zwykle włączone było ogrzewanie co jako pierwsze tego dnia wywołało mały okrzyk radości w moich myślach.

Całkowicie zapomniałam o wczorajszym spotkaniu, o Jasonie, dopiero dotarło do mnie że czeka mnie jeszcze jedna niespodzianka kiedy weszłam do sali i jedyne na co zwróciłam uwagę to ten uśmiech. Zdziwiłam się ale mimo woli to był już 2 okrzyk radości. Zmarszczyłam brwi odwracając wzrok. Jak przystało na dobrze wychowaną przywitałam się z wszystkimi ale udając profesjonalistkę nalegałam by zacząć wszystko od razu. Nie jest łatwe, ustawić modelkę, która ani trochę nie chce współpracować, w dobrej pozie czy świetle. Staram się by wszystko było zapięte na ostatni guzik i właśnie dzięki temu, dzięki mojemu zaangażowaniu mogę choć na chwile oderwać się od tego świata który czekał na mnie w domu. 

Jason stał tuż za mną, a ja nie miałam odwagi by się odwrócić. Próbowałam nie pokazywać po sobie że czuje się niezręcznie wiedząc że jego wzrok wypala mi dziurę w plecach. Niestety, wydało mnie niesforne kręcenie się w miejscu. 

- Wybacz, wczoraj coś mi odbiło - Usłyszałam cichy pomruk. Był to pretekst by się w końcu obrócić. Ręka jego wplątana była we włosy. 

- W porządku - Wzruszyłam ramionami. 

Czemu czuje się tak nieswojo?

- Nie chce żebyś sobie pomyślała że wziąłem Cie wczoraj do knajpy tylko dlatego żeby po chwili zostawił. - Patrzyliśmy sobie w oczy.

Kurde! Za blisko!

- Nie myślę tak, w sumie też mi się gdzieś spieszyło...- Jeju, lepszego kłamstwa nie mogłaś wymyślić?! Musiałam się odwrócić żeby przerwać ten okropny kontakt wzrokowy. To było nienormalne że w jednej chwili czułam się przy nim tak strasznie nieswojo. Nie lubiłam jego towarzystwo...choć coś mnie do niego ciągnie.

Zamknij się. 

- Wyjdziemy gdzieś dzisiaj? Zabiorę Cie w lepsze miejsca, przynajmniej rozerwiesz się trochę - Znowu usłyszałam jego śmiech.

Dreszcze. 

Prychnęłam pod nosem.

- Nie ma mowy, mam plany - Bawiłam się nerwowo palcami.

Wyluzuj się no! 

- To je zmień - Mimo że nie patrzyłam na niego to wiedziałam że na jego twarzy gości zadziorny uśmieszek.

Idź już sobie bo brak mi tlenu! 

Nie wiedziałam nawet kiedy zagryzłam wargę tak mocno że poczułam ten znany metaliczny smak krwi.

- Nie mogę - Mruknęłam. Nie chciałam z nim nigdzie iść, chociaż myśl o tym że znowu spędzę samotnie noc w pustym domu, albo co gorsza spojrzę w oczy Ianowi pchała mnie do powiedzenia "tak".

- Tak wiem że miałem dać Ci już spokój, ale zrozum też mnie, jestem nowy, nie znam nikogo, mogę Ci przysiądź że gdy tylko kogoś poznam od razu Cie zostawię - Przerwał na chwile czekając aż coś powiem - Chyba że będziesz chciała żebym został..

- Okej, pójdę z Tobą dzisiaj ale daj mi już pracować! - Powiedziałam trochę głośniej niż zamierzałam, to było dziwne. W jednej chwili wszyscy w pomieszczeniu się na mnie spojrzeli.

Ehh, zabijcie mnie. 

Uśmiechnęłam się nieśmiało biorąc w dłoń aparat.

Znowu mu uległam, co jest ze mną nie tak?! Jak widać zapowiada się na to że będzie coraz gorzej.

 A jednak w chwili gdy obdarzył mnie kolejnym uśmiechem 3 okrzyk radości wybuchnął w mojej głowie.


______________________________________

Hejo <3 
Znowu długo przerwa strasznie przepraszam ale mam nadzieje że rozumiecie że mam szkołe i dużo nauki :// 

Mam nadzieje ze rozdział wam sie spodobał i wyrazicie swoje opinie w komentarzu :*