czwartek, 28 sierpnia 2014

Rozdział 4

Justin's POV

- Jednoosobowy pokój - Odezwałem się do niskiej kobiety stojącej za piedestałem, ciągnąć obok siebie swoją walizkę. Wpisała coś w swoim komputerze po chwili dając mi mały kluczyk do pokoju, w zamian położyłem na blacie 80 dolarów. Nie było windy a mój pokój znajdował się aż na drugim piętrze. Byłem wykończony po niezbyt komfortowej podróży, chciałem się tylko położyć i zasnąć. Jednak biorą walizkę na bark powoli wniosłem ją na górę.

Nie było tu żadnych luksusów, może dlatego, że nie było mnie na nie stać. Z resztą i tak nie przywiązywałbym do tego wagi. Pozostawiając niewypakowaną walizkę przy drzwiach od razu rzuciłem się na pojedyncze łóżko pokryte białą pościelą. Tak bardzo chciałem zasnąć, a jednak nie mogłem. Obróciłem się na plecy wlepiając wzrok w sufit. 

Od dzisiaj, nowe życie.

Wyciągnąłem z walizki laptopa. Jak już zaczynam nowe życie, to trzeba myśleć o wszystkim. Musiałem znaleźć prace. W sumie ofert było dużo, każda inna. Ja nie chciałem się jakoś wyróżniać, chciałem mieć prace w której będę czuł się dobrze robiąc to co do mnie należy. Może na początek coś prostego. Wyprowadzanie psów. Nie, jakoś nie widzę siebie w tej pracy. To może, zmywak w pobliskiej restauracji Lorde. Nie, za duży tłok. Pomoc techniczna w domie mody projektantek Cece i Kelly. Ja i moda. Zaśmiałem się cicho. Chociaż czemu nie, przecież będę tylko pilnował oświetlenia, cisza, spokój, słychać tylko dźwięk aparatu. Na pierwszą prace, idealnie. Przeczytałem dokładnie całą propozycje. Budynek ich siedziby nie jest daleko od hotelu. Mógłbym się przejść i porozmawiać z nimi. Odłożyłem komputer na bok. Musiałem się trochę odświeżyć w końcu tyle spędziłem w samochodzie, czułem się po prostu nie świeżo. 

Na pierwszy rzut oka to spokojne miasto. Ale ja czułem jakąś pustkę. To dziwnie brzmi, ale potrzebowałem kogoś przy sobie. Bo w końcu co to za nowe życie, skoro i tak i tak  jestem sam. Po szybkim prysznicu przebrałem się w nowe ciuchy. Zamknąłem pokój na klucz chowając go do kieszeni spodni. Sprawdziłem na telefonie od razu która godzina. Nie wiedziałem czy jeszcze ktoś tam będzie. Na recepcji nikogo już nie było. Nie przejmują się tym zbytni wyszedłem na zewnątrz już po chwili wchodząc do swojego auta. Ne znalem zbytnio tu okolicy. Ale zapamiętałem ulice na której znajdował się budynek do którego zmierzałem. Ludzie są tu zupełnie inni. Szczęśliwi, pełni życia. Przechodzisz obok nich i po prostu musisz się uśmiechnąć. Innego wyjścia nie ma. Parkując niedaleko mojego celu zgasiłem silnik i zamykając samochód wyszedłem na świeże powietrze. Był ogromny tłok, ale ta życzliwość, o której wspomniałem przed chwilą, była tak wyczuwalna że mało zwracałem uwagę na ilość osób.

Nigdy nie lubiłem tłumów, nie wychylałem się. Wolałem pozostać w swojej własnej przestrzeni i nie wpuszczać do niej nikogo. Może właśnie dlatego kiepski był ze mnie chłopak. Kiepski byłem nie tylko w tym, przez całe życie, od czasów piaskownicy byłem nieudacznikiem. A jednak byłem dzieckiem otoczonym wielką miłością ze strony matki. Nie mam pojęcia dlaczego sam, teraz, nie mogłem tej miłości przekazać.

Miałem tylko mamę i młodszą siostrę. Ojciec zmarł zanim Jazzy się urodziła. Nie chciałem wiecznie siedzieć w domu, być na utrzymaniu matki, miałem własne plany. Wyjechałem z Kanady do Stanów tylko na chwile,posmakować prawdziwego życia. I już więcej nie wróciłem. Nie mam pojęcia co u nich, jak się trzymają. Minęło sporo czasu. Czasem odczuwam tęsknotę.

Wszedłem po małych schodach po chwili znajdując się w środku domu mody. Temperatura wewnątrz była zupełnie inna niż na zewnątrz. Rozejrzałem się wokół ale nikogo nie było. Ruszyłem dalej przez szeroki korytarz. Po lewej znajdowała się sala, drzwi były lekko uchylone, dyskretnie zajrzałem do środka widząc grupkę ludzi. Rozmawiali ale nie mogłem dosłyszeć tej rozmowy. Po chwili dziewczyna która stała za aparatem oddaliła się nieco, założyła torbę na ramie żegnając się z wszystkimi wyszła. Wyglądała całkiem znajomo..co nie możliwe. Widząc jak ludzi zaczyna ubywać wreszcie wszedłem do środka. Wzrok wszystkich zwrócił się w moją stronę.

- Dzień dobry, szuka pan czegoś? - Odezwała się kobieta z bujnymi rudymi lokami na głowie. Gdyby jej się bliżej przyjrzeć wyglądała zupełnie jak plastikowa lalka. Potrząsnąłem głową wreszcie się odzywając.

- Ja.. - Przełknąłem ślinę - Przyszedłem w sprawie ogłoszenia o prace - Podrapałem się niezręcznie po karku.

- Jako model? To wspaniale, właśnie brakowało nam jednego z..

- Nie nie..- Przerwałem jej odchrząkując - Jako operator światła - Uśmiechnąłem się lekko patrząc w jej zielone oczy.

- Och - Odwróciła głowę patrząc na resztę.

- No wiesz, po Twoim wyglądzie..  - Nie dokończyła.

- To kiedy mogę zacząć?

- Od jutra, dzisiaj już skończyliśmy. Ja jestem Cece, ona Kelly, a tamten chłopak to Caleb, w naszej ekipie są jeszcze dwie dziewczyny, Taylor i Sky. Poznasz je dopiero jutro - Uśmiechnęła się życzliwie. Sky. No świetnie.Chciałem się wreszcie uwolnić od wspomnień. Chciałem się uwolnić od wszystkiego. Dlatego zmienilem swoja tożsamość by nie wracać do tego co było, by nikt mnie nie poznał i bym mógł na prawdę wszystko zacząć od nowa.

- Jestem Jason, Jason McCann - Wyciągnąłem po kolei rękę do każdego z nich.

- A wiec miło mi Cie poznać, mam nadzieje że dobrze będzie Ci się pracowało w naszym gronie - Na pewno - I zostaniesz z nami na dłużej, a teraz wybacz ale zmykamy do domu. - Przytaknąłem. Żegnając się wyszedłem już po chwili z budynku. Miła dziewczyna, miałem nadzieje ze to co mówiła okaże się prawdą. Nie chciałem wracać do hotelu, bo niby co miałem tam robić. Nie miałem żadnych planów, jedyna rzeczą jaka była dla mnie dostępna to spacer, zwyczajny, p mieście. W sumie chciałem się trochę rozejrzeć. Zostawiając auto przed domem mody ruszyłem przed siebie. Słońce zaszło, za to na niebie zaczynały pojawiać się brzydkie ciemne chmury. Wtedy uderzyło we mnie moje zmęczenie. Nie miałem siły iść, a jakoś nogi same stawiały kolejne kroki. Musiałem napić się czegoś. Potrzebowałem kawy której nie piłem, dobre parę dni. Nie było zbytnio czasu.

Zauważyłem najbliższą kawiarnie. Powoli zaczynało już grzmieć, cieszyłem się że chociaż nie zmoknę. Wszedłem do środka, od razu, jak to można było przewidzieć, poczułem cudowny zapach kawy. Stanąłem w kolejce już po chwili zamawiając zwykła czarną, bez mleka. Na pewno mnie rozbudzi. Biorąc ją dłonie poczułem jak bardzo gorąca była. Podziękowałem małym uśmiechem kierując się do wolnego miejsca. Zaczęło padać, słyszałem jak krople deszczu uderzały o szybę. Mimowolnie przeniosłem wzrok na okno. Czy właśnie oszalałem? To było po prostu nie możliwe. Oszalałem. Jak poparzony wstałem ze swojego miejsca. Nie odrywałem od niej wzroku. Justin, oszalałeś. Nie słyszałem okół już nic, tylko moje myśli. Byłem tak blisko niej, gdybym wyciągnął rękę mógłbym dotknąć jej prostych włosów. To ona, na pewno. Nie wiem co powstrzymywało mnie od wypowiedzenia jej imienia. Czułem się jakby ogromna gula stanęła mi w gardle.

Wtedy się odwróciła. Czy jest w pobliżu szpital? Czuje że mam zawał. To była ona, to byłą Sky. Żywa, zdezorientowana. Patrzyłem na każdy kawałek jej twarzy. Po prostu nie mogłem uwierzyć.

- Mogę w czymś panu pomóc? - Głos jej się nieco zmienił. Bardziej poważy, dorosły, a jednak nadal mi bliski. Milczałem, dalej będąc w szoku. Po czterech latach mogłem ją zobaczyć. Co było jeszcze dziwniejsze od tego że ona żyje? To że mnie nie poznaje.

- Przepraszam, czy mogę panu w czymś pomóc? - Powtórzyła. Ja badałem każdy centymetr jej twarzy ale nie tylko ja, ona też mnie obserwowała.

- Nie - Nie mogłem dłużej tu z nią siedzieć. Co miałem zrobić? Nie chciałem do tego wracać. Poza tym cały czas wmawiałem sobie że oszalałem. Wstałem z miejsca. Musiałem wyjść.

- My się skądś znamy? - Powiedziała pośpiesznie, wciąż na mnie patrząc, lecz ja odwróciłem wzrok.

- Nie nie - Rzuciłem kierując się do wyjścia. Nawet nie wiem jak opisać to jak się czułem.To było niemożliwe, szalone i prze dziwne. Była tutaj cały czas, od czterech lat. Wszyscy w Jacksonville myśleli, w sumie to nadal myślą, że ona nie żyje. Suka wszystko sobie zaplanowała. Nawet nie pomyślała jak poczują się inni. Mailem nadzieje że jej więcej nie spotkam, przynajmniej na razie.

****

I co teraz będzie? Czy Sky w końcu rozpozna Justina? 
Wyraź proszę swoja opinie w komentarzu.

sobota, 23 sierpnia 2014

Rozdział 3

Sky's POV

- Nie musisz dzisiaj po mnie przyjeżdżać, muszę jeszcze załatwić nowe klisze od aparatu na mieście, także wrócę później do domu 

- Okey, ale uważaj na siebie 

- Będę - Rozłączyłam  się chowając telefon do tylnej kieszeni spodni. Pożegnałam się z ludźmi z ekipy przewiesiłam sobie torbę przez ramie i wyszłam z budynku. Dzień był wyjątkowo ciepły co dziwne bo przez cały ostatni tydzień lało bez przerwy. Rozpuściłam swoje proste włosy zakładając sobie gumkę na rękę. O tej porze na ulicach było mnóstwo ludzi, niektóre twarze znałam, inne zaś były mi obce, Nashville to spokojne miasto, od razu gdy tu przyjechałam poczułam że właśnie to jest moje miejsce. Miało dużo plusów a jednym z nich i chyba najbardziej istotnym było to ze znajdowało się wystarczająco daleko od Jacksonville, daleko od przeszłości.

Zawsze akcesoria potrzebne do sprzętu kupowałam u tej samej kobiety która zdążyła mnie już zapamiętać, bo gdy przekroczyłam próg jej niewielkiego sklepu powitała mnie ciepłym uśmiechem

- Sky, miło mi Cie widzieć, co tym razem kupujesz? - Jej głos, choć bardzo życzliwy był jak dla mnie nieco sztuczny. Jednak odwzajemniłam jej uśmiech i podobnym tonem odpowiedziałam.

- Zapas kliszy do aparatu - Gdy kobieta zniknęła na chwile w magazynie tak jak zawsze zaczęłam się rozglądać, czy może coś nowego pojawiło się na jej wystawie, jakiś rupieć który może się do czegoś przydać. Sklep był nieco oddalony od centrum przez co ludzi było tu mniej.

Nie lubiłam tłoku, czułam się wtedy bardzo zagubiona. A zdecydowanie wystarczy mi że co dzień gubię się we własnych myślach.

Chwile później Lucy ponownie pojawiła się za ladą trzymając pudełko pojedynczych klisz, podała mi je.

- Dzięki, do zobaczenia - Wyszłam z pudłem ze sklepu. Nie musiałam płacić, biuro robiło to za mnie. Pudełko może i nie było takie ciężkie ale nigdy nie byłam dobra w podnoszeniu ciężarków. Moje ręce już po chwili zaczęły się męczyć. Nie miałam samochodu by móc spokojnie wsadzić do niego rzeczy i pojechać do domu. Nie chciałam też zawracać głowy Ianowi, nie lubię jak musi rzucać wszystko i biegnąć do mnie  gdy tylko mu coś powiem. Czułam się źle z tym że poświęca wszystko mi, chciałam by miał też swoje życie, swoje własne, prywatne sprawy. Kocham go, bardzo i nie wyobrażam sobie że mogło by być inaczej. Że nie bylibyśmy razem.

Dostrzegłam szyld mojej ulubionej kawiarni. Podziękowałam w myśli że choć na chwile przysiądę. Rano tak się śpieszyłam że nie zjadłam śniadania o obowiązkowej porannej kawie już nie wspomnę. Gdy tylko przekroczyłam próg kawiarenki przyjemny zapach świeżo zaparzonej kawy uderzył we mnie, lekko przymknęłam oczy lecz nadal uważałam by na nikogo nie wpaść.

- Caramel Macchiato z bitą śmietaną proszę - Uśmiechnęłam się wychylając głowę zza pudła. Stanęłam w kolejce i już po chwili dostałam kubek z moim imieniem z gorącą kawą w środku.

Usiadłam przy stoliku znajdującym się przy oknie. Zabawnie było poobserwować różne sytuacje z życia innych osób. Czasem są to jednak smutne rzeczy które tak na prawdę mogły się przydarzyć każdemu z nas. Na niebie zaczynały zbierać się brzydkie ciemne chmury co świadczyło tylko o jednym- znów miało padać.

Samo patrzenie jak świat nagle traci kolory a po szybach wszystkich sklepów jak i domów spływają kropelki deszczu wprawia człowieka w smutny nastrój. W takich chwilach, wspominam, co nie jest dobre.
Nie lubię wspominać, choć mam w głowie urywki sytuacji gdy czułam się szczęśliwa i są one nawet z udziałem Justina, co zdarzało się strasznie rzadko. Wiem że wszyscy moi bliscy myślą że  nie żyje. Wiedziałam że moi rodzice pochowali pusty grób. Nie mogłam sobie wyobrazić co czują. To musi być straszne. Tak wiem, jestem straszną egoistką, słyszałam to już nie raz. Ale czy nie właśnie o to chodzi w życiu? By dbać tylko o sobie? Tego się nauczyłam. Nie wiem czy to wada czy zaleta.

Nie czułam się dobrze z tym że ich zostawiłam ale czułam się tak niepotrzebna, zmieszana z błotem...musiałam z tym skończyć. Zawsze byłam silna, raz mniej, a raz czułam w sobie tyle siły że aż rozpierała mnie ona od środka. Taka już byłam.

Nawet nie zauważyłam jak ktoś dosiadł się do mojego stolika. Spojrzałam prosto na rysy twarzy mężczyzny siedzącego obok. Zmarszczyłam brwi.

- Mogę w czymś panu pomóc? - przełknęłam ślinę, nadal analizując każdy szczegół z jego twarzy. Brązowe oczy, jasne, niczym karmel. Ciemne blond włosy podniesione na żelu. Chłopak zauważył ze mu się przyglądam bo on robił dokładnie to samo. To było co najmniej dziwne. On trwał w ciszy, wiercąc dziurę wzrokiem w mojej głowie. Widziałam go pierwszy raz, a jednak wydawał się trochę znajomy. Odchrząknęłam.

- Przepraszam, czy mogę panu w czymś pomóc? - Powtórzyłam. Ocknął się i nieco się oddalił. Oblizał swoje wargi odwracając wzrok.

- Nie - Mruknął niemal niesłyszalnie. Miał zamiar wstać kiedy go zatrzymałam.

- My się skądś znamy? - Zapytałam szybko w obawie że może sobie pójść. Zaciekawił mnie. W końcu kto normalny  tak znienacka natarczywie wpatruje się w drugą osobę.

- Nie nie - Mamrotał pod nosem. Zdecydowanie coś jest z nim nie tak. Dziwny człowiek. Chwile potem zniknął z mojego pola widzenia wychodząc z kawiarni. Natomiast ja wlepiłam zdezorientowany wzrok w drzwi które jeszcze się same nie domknęły. Wzruszyłam ramionami dopijając swoje Macchiato.

Wyciągnęłam telefon z kieszeni pisząc smsa do Iana by przyjechał po mnie bo przecież nie mogę iść w deszczy i pozwolić żeby zalało wszystkie klisze. Odpisał niemal natychmiast, z resztą jak zawsze. Dosłownie po 10 minutach zauważyłam jego auto pod kawiarnią. Biorąc ponownie pudło w dłonie pożegnałam się krótkim 'bye' i wyszłam. To był zwykły dzień taki jak zawsze, a jednak zapoczątkował coś większego.

****

Mam nadzieje że z każdym rozdziałem was coraz bardziej ciekawi ta historia ;)



wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział 2

Sky's POV

- Przyjadę po Ciebie. Pamiętaj, kocham Cie - Gdy ostatni raz złączył nasze usta wysiadłam z auta. Pomachałam mu jeszcze delikatnie aż zniknął w tłumie innych samochodów. Odwróciłam się do wielkiego budynku wchodząc do środka. Od ponad trzech lat pracowałam jako fotograf w mało znanej firmie projektującej ubrania. Lubiłam tą prace, być niezauważoną, za obiektywem. Może to dziwne ale wtedy czułam się bezpiecznie, wiedziałam że nikt niczego nie będzie ode mnie oczekiwał, ja ustalałam co miałam robić. Zupełnie inaczej niż jeszcze przed moim wyjazdem. Chciałam coś zmienić..poprawka, chciałam zmienić wszystko. 

Wracając jednak do mojej spokojnej pracy. Przywitałam się z dwiema projektantkami które wylewały siódme poty by tylko stworzyć coś co by się rozróżniało w tłumie, jednak w dzisiejszych czasach to nie jest takie proste. Z resztą jak już wspomniałam wcześniej ich ciuchy nie były bardzo znane, nie miały sie jak wybić. Owszem, zdjęcia kolekcji robione przeze mnie czasem trafiały do jakichś większych magazynów, ale to nic nie dawało. 



Od kiedy wyjechałam naprawdę zaczęłam żyć tak jak zawsze chciałam. Poznałam Iana, w sumie przez przypadek. Kiedy przyjechałam z Caroliny Północnej, do Tennessee, Nashville, byłam zupełnie zagubiona, nie miałam się gdzie podziać, w sumie to było pewne że nie będę miała gdzie spać, mój wyjazd był spontaniczny, lecz w żadnym stopniu nie żałuje mojej decyzji.

Z torbą na ramieniu, w środku nocy szłam przez ulice w ogóle nie przyjmując do wiadomości ze ktoś może mnie napaść, byłam zajęta moimi myślami, wtedy jeszcze miałam wątpliwości, zastanawiałam się czy wrócić, dać temu życiu jeszcze jedną szanse. Ale zrozumiałam że szans było wiele, każda zmarnowana.

To był ten moment, usłyszałam kroki za sobą, moje serce zaczęło bić o wiele szybciej, tak samo jak moje kroki stawały się coraz szybsze. Nie miałam odwagi by się odwrócić, szłam po prostu przed siebie. Wtedy jakaś para rąk obróciła mnie gwałtownie. To był Ian, patrzył na mnie jakby nigdy żadnego człowieka nie widział.

Zszokowana nie odzywałam się przez co wokół panowała cisza. Nie mogłam zrobić żadnego kroku, nie mogłam się poruszyć, byłam w zwyczajnym szoku. Bałam się bo nie wiedziałam co chce ze mną zrobić. To było na prawdę dziwne. Po chwili gdy oderwał ode mnie wzrok nadal trzymał mnie za ramie, zaczął gdzieś ciągnąć. Wtedy obudziłam się, pytałam czego chce, kim jest, gdzie mnie ciągnie, wyrywałam się, a on milczał. Teraz jak przypominam sobie tą sytuacje chce mi się głośno śmiać z mojej reakcji ale kto by mi się dziwił.Doszliśmy do jego auta, dosłownie wepchnął mnie do środka. Wtedy dopiero usłyszałam o co mu chodzi.

- Nie powinnaś być tam zupełnie sama, nawet nie wiesz jaka ta okolica jest niebezpieczna - Jego głos był..powalający. Od razu na moich rękach pojawiła się gęsia skórka, przejechałam po niej dłońmi. 

- To dlaczego tam byłeś? - Spytałam cicho choć nie wiedziałam czy powinnam się odzywać.

- Przechodziłem tylko, to jedyna droga do mojego domu - Przez cały czas mu się przyglądałam. Wyglądał tak bardzo dobrze że to aż niemożliwe. Błękitne oczy idealnie do niego pasowały, oczywiście z tą czarną czupryną włosów na głowie. Uśmiechnął się. Przyłapał mnie. Szybko odwróciłam wzrok. 

- Gdzie mam Cie zawieść? - Spytał po chwili, tym razem jednak na niego nie spojrzałam. 

- W sumie to wysadź mnie gdzie chcesz - Mruknęłam patrząc w boczną szybę, ulice oświetlały tylko latarnie. Na chodnikach żadnej żywej duszy, nawet żadne auto nie przejechało obok nas. Kompletna pustka. Pustka która mnie przerażała. Miałam się stać częścią tej pustki. 

- Jak to? - Spytał. Jego głos nadal był głęboki i niski. Westchnęłam. Znowu na niego spojrzałam, tym razem prosto w oczy, nie biorąc po uwagę tego że on miał zwrócony wzrok na jezdnie. 

- Nie mam gdzie iść, zatrzymam się w jakimś hotelu, znasz jakiś? - Mimo że tak na prawdę go nie znałam, rozmawiałam z nim normalnie, nie czułam strachu że siedzę w samochodzie nieznajomego. Samą postawą budził zaufanie. 

- Nie ma mowy. - Przerwał na chwile spoglądając na mnie . - Zatrzymasz się u mnie.

Nie wiem co bym zrobiła gdyby nie on.

Zawiązałam włosy w kucyk stając za aparatem . Przez następne kilka godzin ustawiałam modelki do zdjęć i pomagałam w doborze ubrań. Wszyscy już się tu trochę znaliśmy. Tutaj poznałam najlepszego przyjaciela jakiego można mieć. Z Calebem znaleźliśmy wspólny język od samego początku, od pierwszego dnia kiedy zaczęłam tu pracować. Nie widujemy się często poza pracą, jednak nasze relacje nie ulegają zmianie. Wiem że mogę na niego liczyć.

Wszystko było idealna, na prawdę, teraz w moim życiu nie było żadnej skazy. Ale przeszłości nie da się tak po prostu zapomnieć, ona zawsze gdzieś będzie żyła we mnie i czasem dawała o sobie znać. Opowiedziałam Ianowi wszystko, obiecałam mu że nie będę mieć żadnych tajemnic. Widziałam jak się przejął jednak z drugiej strony wcale go to nie interesowało. Jego zdaniem to co było trzeba zostawić daleko w tyle, zamazać wszystko i zapomnieć. Ja tak nie umiem.

 Od niepamiętnych czasów byłam z Justinem. Był złym człowiekiem, a może tylko zagubionym. Nigdy nie mogłam go rozszyfrować. Zbyt szybko się zmieniał. Nie nadążałam nad tym. W pewnym momencie już czułam że wszystko to co było nie ma sensu, odbiegł ode mnie na tyle daleko że nie mogło już być dobrze. Cała miłość, jaką go darzyłam, zamieniła się w nienawiść i to tak wielką że mnie to nieraz przerastało. Rzuciłam wszystko dla niego, oddaliłam się od rodziców, przyjaciół tylko po to żeby być z nim, dopiero niedawno zrozumiałam że byłam głupia. Nie, nie głupia, na prawdę nie zaznajomiona z prawdziwym życiem. Myślałam że będę żyła w bajce, ze znalazłam go a on znalazł mnie, że tak ma być. Tak bardzo się myliłam. Nie wiem czy teraz mam płakać czy się śmiać z tego jak bardzo się pomyliłam. I gdy zostawiłam przeszłość za sobą, teraz, gdy byłam szczęśliwa i nie chciałam żeby coś się zmieniło, w moje życie wkroczyła największa zmiana, zmiana której się ani trochę nie spodziewałam.

****

Ten rozdział cały z perspektywy Sky, każdy ma jakąś historie, teraz ich drogi będą się znowu łączyć, może być ciekawie.
Mam nadzieje że wyrazicie swoje oponie w komentarzu.

niedziela, 17 sierpnia 2014

Rozdział 1

Justin's POV

Uspokój się. To nie Twoja wina.

Codzienne powtarzanie sobie tego wcale nie pomaga. Sprawdziłem. Nie mogę zapomnieć, nawet jakbym chciał. Noce z innymi laskami, narkotyki, alkohol to dno. Maskuje uczucia i kryje je w Tobie tylko na chwile. To zawsze jednak coś. 

Z każdym dniem może się wydawać że jest lepiej, a wcale tak nie jest. Po prostu zaczynam przyzwyczajać się do bólu. To trudne. Bardzo. 

Nie kocham jej, chyba nigdy nie kochałem. Nie tęsknie za nią w sposób w jaki tęsknią za sobą bliscy sobie ludzie. Ja po prostu czuje się winny. Chciałbym usłyszeć od kogoś, to nie Twoja wina, nie przejmuj się. Ale kogo ja próbuje oszukać, od czterech lat każdy w tym mieście mnie nienawidzi. No prawie każdy. Są ludzie którzy nie interesują się jej śmiercią, tylko od nich nie słyszę tych wszystkich słów które ani trochę nie są miłe. Była duszą towarzystwa, potrafiła się z kimś zaprzyjaźnić widząc go po raz pierwszy. Udzielała się zawsze na rzecz miasta. Poznaliśmy się dawno, wydawać by się mogło ze minęły wieki. Przeze mnie nie poszła na studia, zmarnowała sobie całe życie, przy mnie. Przez moją głowę przelatują same wspomnienia w których byłem dla niej prawdziwym potworem i najgorsze było to że była to jej codzienność

- Justin wychodzę - krzyknęła. Wychyliła głowę zza framugi drzwi by jeszcze raz na mnie spojrzeć. Wstałem z kanapy idąc w jej stronę, po drodze biorąc w dłoń otwartą już puszkę piwa. 

-Gdzie idziesz? - Spytałem jak zwykle obojętnym tonem, choć musiałem wiedzieć gdzie zamierzała wyjść, inaczej nie potrafiłem. Milczała przez chwile, spojrzała na mnie po raz kolejny po tym jak założyła buty.

- Do Kelsey - Jej głos był cichy a jednak usłyszałem. Chwyciłem ją mocno za rękę.

- Kłamiesz - Syknąłem. Skrzywiła si gdy poczuła mój piwny oddech. Pokręciła przecząco głową. Widziałem w jej oczach że się bała. Podsycało to jeszcze bardziej moją chorą satysfakcje z tego że mam nad nią władze. 

- Przestań cały czas mnie o to posądzać - Nie odważyła się na mnie spojrzeć a jednak jej ton głosu stał się bardziej chłodny. Wyszarpała rękę. Odwróciła się, chwyciła za klamkę drzwi jednak ja znowu chwyciłem ją za łokieć tym razem agresywniej przez co prawie wylądowała na podłodze podobnie jak puszka z piwem. 

- Nie chce żebyś wychodziła - Zbliżyłem swoją twarz tak blisko że poczułem jej płytki oddech na moim policzku. Nie była przestraszona. Raczej zniesmaczona. Widziałem grymas na jej twarzy. 

- Wychodzę - Znów próbowała się wyszarpać, nie lubiłem gdy zaczynała mi się sprzeciwiać. 

- Zostajesz - W jednej chwili złączyłem nasze usta w drugiej zaś położyłem moje dłonie na jej plecach, pchałem nas do salonu. Moje dłonie zjeżdżały w dół, czego od razu można się było spodziewać. Rzuciłem ją na kanapę..

To było okrutne. Nie mam wytłumaczenia na swoje zachowanie, nawet nie chce go znajdywać. Źle robiłem, ale gdybym jeszcze tym miał się przejmować, dawno bym oszalał. Tamtego wieczoru skrzywdziłem ją, oczywiście że żałuje, ale niewiele pamiętam.

Dokładnie następnego dnia, gdy przebudziłem się na podłodze, jej nie było. Wszedłem do kuchni lecz i tam jej nie było. Tak samo było z łazienką i sypialną. Tyle że w sypialni zauważyłem też że zniknęło wszytko co należało do niej. Na początku nie wierzyłem że uciekła, nie spodziewałem się że jest na tyle odważna. Myślałem że poszła przespać się do jakiejś przyjaciółki, a co gorsza do jakiegoś chłopaka. Okłamywałem się że niedługo wróci, że to przejściowe, że nie może beze mnie wytrzymać, w końcu przez cały czas była ode mnie zależna. Trwałem w niewiedzy, ogarnięty moimi myślami przez rok. Wyzwiska ze strony rodziców czy przyjaciół Sky nie ruszały mnie. Martwili się o nią, cały czas powtarzali że coś jej się stało, bo przecież to nie w jej stylu by tak znikać, w duchu zgadzałem się z nimi, jednak w rzeczywistości szydziłem z każdej ich myśli. Aż do dnia kiedy zapłakana matka Skylar przyszła sama do mojego domu dosłownie rzucając mi miejscową gazetę  na twarz.

''Zaginiona 18-sto latka Skylar Brown po roku poszukiwań została oficjalnie uznana za zmarłą, bliscy są w szoku..''. 

Wrzeszczała na mnie, że to moja wina, że ja ją zmusiłem do ucieczki...Sam przecież byłem w szoku. Nie chciałem żeby umarła. 

A jednak do dzisiaj ta wiadomość ciągle krąży po ludziach, a oni co dzień przypominają mi że jestem mordercą. Zmieniłem się, ale nikt tego nie widzi, albo może nikt nie chce tego zauważyć. 
W tym mieście jeżeli zrobisz coś źle, jesteś skreślony, po prostu Cie niema. Nie masz nawet szansy żeby to naprawić. Oczywiście nie mówię tu o jakichś błahostkach typu kradzież w pobliskim sklepie. Mam na myśli  tych wyrzutków, ze mną na czele, którzy dopuścili się prawdziwej zbrodni. 
Jedni nawet odsiedzieli swoje w więzieniu, zmienili się, chcieli wreszcie odpocząć w ciszy, w gronie rodziny, przyjaciół, a tu pobudka. Życie to nie bajka. Nikt na nich nie czekał, niemal od razu zostali wypchnięci poza margines. Nie powiesz nawet słowa i tak jesteś już skazany. 

Gdybym mógł, nawet na chwile nie wychodziłbym z domu. Tylko tam miałem spokój i cisze. Mieszkałem strasznie blisko centrum. Nie, nie mówię o centrum, w sensie że sklepy, galerie, kino...Mówię o centrum ludzi nienawidzących mnie i znienawidzonych przeze mnie.

Jakoś przez te cztery lata żyłem, miałem dużo innych dziewczyn przy sobie jednak to nie było to czego wciąż szukałem. Popadłem w nałogi, po prostu nie dawałem sobie rady. To głupie. Wiem.

W końcu nadszedł ten dzień, spakowałem wszystko to co było mi potrzebne zostawiłem za sobą przeszłość i ruszyłem przed siebie. Nie spodziewałem się zupełnie że w miejscu gdzie chciałem ułożyć sobie życie na nowo, cholerna przeszłość wróci do mnie ze zdwojoną siłą.

****

Pierwszy rozdział mamy za sobą, mam nadzieje że komuś się ten pomysł na nowe opowiadanie spodobał. Jest tyle już tych różnych ff że trudno wymyślić coś oryginalnego, myślę że mi się to udało. Liczę na dużo czytelników i tak samo dużo komentarzu ze szczerymi opiniami. Rozdział drugi dodam wkrótce. @luvsmokebieber

Bohaterzy


Skylar Brown 22 lata

***


Justin Bieber/Jason McCann 22 lata

***


Ian Davies 25 lat

***


Natalie Loudshoot 20 lat

***

Bohaterzy których powinniście znać w opowiadaniu, może i pojawią sie jeszcze jacyś ale nie tak ważni jak ta czwórka. 

Prolog

Jako prolog daje zwiastun zrobiony przeze mnie ;)


***

Mam nadzieje że was zaciekawił. Rozdział 1 dodam już za chwile.