niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział 11

Sky's POV

Nie wiem co było gorsze, to że przez połowę dnia nie mogłam skupić się choćby na jednej rzeczy z powodu pary oczu które śledziły każdy mój ruch, czy też może to że gdy to się skończy, każdy rozejdzie się do domu, ja będę musiała stawić czoła człowiekowi który był dla mnie wszystkim a 24 godziny temu wbił mi nóż w plecy. 

Jason, prześladywał moje myśli, choć ani przez chwilę nie powinien być w mojej głowie. To chore. Nie mam kontroli nad własną wyobraźnią.  Byłam w stosunku do niego zbyt uległa, plułam sobie za to w twarz. Nic dla mnie nie znaczył... Tylko jak wyjaśnić to że miał nade mną taką władze. 

Dom, to miejsce spokoju, ciszy, komfortu, natomiast w chwili kiedy zaparkowałam samochód tuż przed nim poczułam mocny skręt żołądka. Oddałabym wszystko żeby móc nie być w tamtej chwili w swojej skórze. Nie mogłam dać ponieść się emocją, jeżeli miało to w końcu nadejść ja miałam być tą silną i opanowaną. Wyciągając kluczyki ze stacyjki otworzyłam drzwiczki i wysiadłam. Wiedziałam że już wrócił, czułam to całą sobą, jak gdyby poczułam zapach jego gorzkich męskich perfum. 

Pierwszy raz zwróciłam uwagę na to że podłoga w przed pokoju niemiłosiernie skrzypi, przyprawiło mnie to o dreszcze, serce zabiło mocniej. Nie wiedziałam czy stać w miejscu i czekać aż pojawi się przede mną czy może zdjąć buty, płaszcz i jak gdyby nigdy nic ruszyć w stronę kuchni, zważając na wołający o jedzenie brzuch. Może i powinnam się bardziej bać, lecz gdy tylko przekroczyłam próg domu, wiedziałam że to nie ja powinnam się bać. 

Było cicho, zmyliłoby mnie to gdyby nie jego czarne buty których wcześniej nie zauważyłam. 
Nalewając sobie szklankę wody czekałam cierpliwie, upijając każdy kolejny łyk. Kiedy puste naczynie wylądowało w zmywarce, po pomieszczeniu rozległ się odgłos kroków. 
Spokojnie oddychaj. 

Gdy tylko wszedł poczułam zimny powiew, nie chciałam tam być, nie z nim. 

- Sky - Chciałam krzyczeć mu w twarz że nie  miał prawa.. Nie miał prawa mnie zranić. 
Powoli, wahając się, powoli spojrzałam na niego patrząc prosto przed siebie. Podszedł do mnie dwa kroki bliżej, natomiast ja stałam w miejscu, nawet nie oddychając. 

- Ja.. - wzięłam oddech ale tylko po to by parsknąć na niego z dezaprobata. Nie chciałam słuchać żadnych wyjaśnień. 

-wszystko wiem - wydusiłam z siebie, dziwiąc się że mój ton nie brzmi smutno,brzmiał cholernie oskarżycielsko. 

-dobra była? - Jego mina, bezcenna. Jeżeli myślał że może mnie złamać, to się mylił i to bardzo. Nie pozwolę na to żeby ktoś znów się mną bawił, nie w tamtej chwili.. 

Milczał a to doprowadziło mnie do większej furii. Podeszłam do niego, patrząc mu prosto w oczy, widząc ból, widząc to co jeszcze dzień przed tym by mnie ruszyło. Szarpiąc za jego szorstkie od zarostu policzku zmusiłam by skupił się tylko na mnie. 

-Czy była dobra?! - krzyknęłam. Skąd było we mnie tyle siły? Nie mam pojęcia. 

-Skylar.. 

-Brzydzę się, Tobą, tym domem, tym co nas łączyło a najgorsze jest to że sprawiłeś że brzydzę się i sobą.. - nie dbałam o to czy będzie widział jak płacze. Miałam prawo dać upust swojej emocja. Dałam się ponieść chwili, a to nie było planowane. 

Położył dłonie na moich. 

-Nie chciałem.. - te słowa wystarczyły. Nie miałam ochoty na niego patrzeć, przebywać z nim w jednym pomieszczeniu. Uciekłam do sypialni co było jedynym wyjściem. Wmawiałam sobie ze nie byłam od niego zależna, że bez niego dam sobie radę, ale to była bzdura. Płacz nie pomagał. Nie wiedziałam czy to zrządzenie losu czy kolejna udręką, ale w chwili kiedy usiadłam na podłodze dostałam smsa. Wyciągnęłam komórkę z kieszeni spodni patrząc na ekran. 

Nieznany :
Masz pół godziny kochana, inaczej będę cię nawiedzał codziennie! Widzimy się w naszym miejscu. 

Otarłam łzy i trzy razy przeczytałam daną wiadomość.  "Nasze miejsce"? Co miał na myśli? Pół godziny na ogarnięcia tego co działo się wewnątrz jak i na zewnątrz mnie było nierealne. Jednak czego się nie robi dla świętego spokoju, dla ucieczki od problemów.. W moim przypadku do jednego, płci męskiej. 

Justin's POV

Nie moja wina, że gdy tylko pojawiła się w pobliżu moje myśli jak i wzrok były skupione tylko na niej. Zmieniła się, nie wiedziałem tak na prawdę czego się spodziewać. 
Miałem ochotę zapalić, niestety nie mogłem sobie pozwolić na wydawanie kasy na papierosy, bez względu na stan mojego uzależnienia. 

Czekałem na nią tam już od jakiegoś czasu. Knajpa nie była duża, była przytulna, wręcz intymna. Zapachy które unosiły się wokół zasługiwały na pięcio gwiazdkowa restauracje. 
spóźniała się, w sumie to nie byłem nawet pewny czy przyjdzie. Nie odpisała na smsa. Miałem do niej zadzwonić, gdy przez okno lokalu zauważyłem drobną kobietę, otulona płaszczem wysiadła ze swojego auta kierując się w moją stronę. Miała gołe nogi, co świadczyło o tym że specjalnie dla mnie ubrała spódniczkę. 

Powitałem ją zadziornym uśmieszkiem. 

-Od kiedy Gnarls jest "naszym miejscem"? - usiadła naprzeciwko mnie zdejmując płaszcz. Wyglądała.. niesamowicie. 

-Hmm, a skąd niby wiedziałaś że akurat tu będę czekać? - uniosłem brew, patrząc ukradkiem na menu. 

-Boo.. 

- No właśnie, to miejsce teraz kojarzy ci się ze mną i nawzajem skarbie - wywróciła oczami uśmiechając się lekko. Ukrywała coś, ale jeszcze wtedy nie wiedziałem co. Niecałe pięć minut potem do naszego stolika podszedł niewysoki kelner ubrany całkiem na luzie. Gdy jednak odszedł z naszymi zamówieniami, był czas na rozmowę. 

- A nie miałeś przypadkiem zabrać mnie do jakiegoś innego miejsca w którym podobno się rozerwę?

- zrobiła cudzysłów w powietrzu. Zachichotałem skupiając się na jej idealnie wyprostowanych włosach. 

- Spokojnie, wszystko w swoim cza...-zamurowało mnie. Chwyciłem ją za dłonie. Próbowała się wyrwać, nie pozwoliłem jednak na to. 

- Puść mnie Jason - warknęła, lecz ja patrzyłem jak zahipnotyzowany w prawie aż czarne pręgi na jej nadgarstkach. 

- Kto ci to zrobił? 

- Jason puść mnie, bo pożałujesz - w pewnym momencie myślałem ze przez to wyrywanie zaraz spadnie z krzesła. Puściłem ją. 

- uspokój się - powiedziałem łagodnym tonem lecz wewnątrz mnie dział się istny chaos. Wstała od stołu.

O nie, nie uciekniesz mi.

- Sky zostań, proszę, ja po prostu chce Ci pomóc.. - Spojrzałem na nią wzrokiem którego sam nie mogłem opisać. Domyślałem się że wszyscy zgromadzeni na nas patrzą, czułem ich wzrok.

- Nie mieszaj się w moje prywatne sprawy - Wydusiła swoje słowa w szepcie pełnym furii. Wyszła z restauracji, nie wiedziałem czy iść za nią czy może uszanować jej prywatność i posłuchać jej słów.

Nie ma mowy, musze coś z tym zrobić

Wybiegłem za nią, wsiadła do swojego auta.

Pojadę za nią. 

Nie dbałem o to czy jestem w bezpiecznej odległości od jej samochodu, chciałem po prostu z nią porozmawiać. Byłem zdolny posunąć sie nawet do najgorszego, nikt nie będzie jej krzywdził..nie pozwolę na to.
____________________________________

Hejo <3

Ponad 2 miesiące nie było rozdziału, ja wiem :( 
Strasznie przepraszam, po prostu brak czasu. 

Mam nadzieje że ten rozdział wam się spodobał i wyrazicie swoje opinie w komentarzu :*